Interpretacja, jak twierdzi Jonathan Culler, „niczym większość czynności umysłowych bywa interesująca tylko w przypadkach skrajnych”. Teza ta nie dotyczy wyłącznie odważnych modeli lektury, ale i samych koncepcji interpretacji, które muszą nadążać za zmieniającymi się estetyczno-społecznymi konfiguracjami; ich zasadniczą część stanowi sztuka wraz z całym jej polityczno-instytucjonalnym zapleczem. Interpretacja – może szczególnie dzisiaj – uwzględnia więc miejsce, z którego mówi autor(ka) i jego (jej) podmiot: kulturową, społeczną, polityczną, płciową pozycję, jaką zajmuje on (ona) wobec rzeczywistości. Dominujące dzisiaj koncepcje interpretacji obejmują zatem różne sposoby rozumienia rzeczywistości – a właściwie wzajemnych relacji rzeczywistości i estetyczności – i partycypowania w niej poprzez sztukę.
Po takie polemiczne, skrajne, otwarte na nowe konteksty rozwiązania sięgali autorzy zamieszczonych w Kontrinterpretacjach szkiców. Zawarty w tytułowej formule prefiks traktowali oni bardzo różnie: jako polemikę z klasycznymi odczytaniami znanych dzieł, przewartościowanie anachronicznych interpretacyjnych narzędzi, zachętę do poszukiwania własnych ścieżek badawczych, do włączania sztuki w niedające się od niej oddzielić kulturowo-społeczne porządki – a często jako połączenie wszystkich tych elementów.
[ze Wstępu]
Nowoczesne wyobrażenie o człowieku konfrontuje go ze śmiercią jako perspektywą bez reszty traumatyczną. Śmierć jako granica skończoności-indywidualności, odkąd ta skończoność rozumiana jest jako ontologiczna odrębność, musi się jawić całkowicie nieakceptowalną, beznadziejną i absurdalną, przejmującą panicznym lękiem i przerażeniem. Dlatego w obrębie nowoczesnego indywidualizmu śmierć musi być na różne sposoby relatywizowana czy to w popkulturowej, późnonowoczesnej formie wyparcia poprzez rzucenie się w życie wieczne konsumpcyjnego hedonizmu, czy też w quasi-chrześcijańskiej formie wiary w kontynuację indywidualnego życia po życiu.
Cóż ma z tym wspólnego Platoński Fedon? Otóż choć to przecież tekst odległy nam czasowo wręcz ekstremalnie opowiada ON o tym wszystkim z jakąś niewiarygodną aktualnością. Czytam go więc jako tekst na wskroś współczesny, a nawet (po)nowoczesny mieszczący się w nurcie nowoczesnej samokrytyki. Czym innym jest ON bowiem, jeśli nie po mistrzowsku przeprowadzoną dekonstrukcją, ujawniającą splot takiej właśnie, nowoczesnej formy indywidualizmu oraz ekstremalnego lęku przed śmiercią, której rewersem jest szukanie indywidualnego życia-bez-końca czy to w religijnych zaświatach, czy to w poszukiwaniu coraz intensywniejszych rozrywek i przyjemności.